wtorek, 11 sierpnia 2015

Wakacje na Podkarpaciu.


Odpoczęłam. Serio. Trochę byłam w szoku, że to możliwe z dwójką dzieci w tym jedno pęłzająco-raczkujące, bez ich Taty. Ja sama. Myślałam, że to będzie masakra. Na szczęście uświadomiłam sobie, że sama to będę w mieszkaniu od rana do wieczora, czekała na powrót Macia z pracy. A tam? Antoś miał super wakacje, pogłębił więzi z kuzynostwem i zakolegował się z sąsiadkami. Ja nie musiałam się o nic martwić  i tak z tygodnia na tydzień przedłużałam sobie tą sielankę.

Mój synek wydoroślał. Zaraz po śniadaniu leciał bawić się z okolicznym towarzystwem.

- Bardzo się cieszę, że chodzisz na hulaczki Antosiu. - Mówię mu kiedyś.
- A co to są hulaczki?
- To bieganie, bawienie się z dziećmi na polu, czasami nawet cały dzień. - tłumaczę.
- To chyba polaczki powinno być.


Dziewczynki z którymi Antoś się bawił nosiły klapki, on miał sandały. Szkoda mu było czasu na zapinanie rzepów, dlatego po skończonej zabawie na dworze do domu często wracał na boso.
- Nie mam butów. Gdzie moje buty? - rozpacza kiedyś z samego rana.
- Pewnie wczoraj pod trampoliną zostawiłeś, albo koło namiotu. - podpowiadam mu, ale sekundę później znajduję je na stercie butów w korytarzu.
- O są tutaj! Chyba Ola Ci przyniosła.
- Tak! Bo to jest moja asystentka od butów. - dodaje zadowolony z siebie Antek.


Super było, dziękuję Wam moja kochana rodzino za to spotkanie! Za każdą wypitą wspólnie kawę, zjedzoną galaretkę, ciasto, poćwiczone pięć tybetanów, partyjkę scrabbli. Do zobaczenia!