środa, 25 lutego 2015

Cztery Mamy.


Myjemy zęby.
- Poczekaj Antosiu, jak skończę swoje, to Ci poprawię.
- A nie potrafisz tak dwoma rękami? - Anti nie może się doczekać, kiedy przejmę szczoteczkę, bo mycie zębów to dla niego straszna nuda i woli się wyręczać rodzicami.
- Wolę to zrobić po kolei, jedną ręką.
- Przydałyby się trzy, albo cztery takie mamy. Jedna by karmiła Helunię, druga układałaby ze mną LEGO, trzecia byłaby z tatą.
- A czwarta? - pytam z nadzieję w głosie.
- Czwarta by nam gotowała, prała i piekła.

Pierwsza uśpiła Małą. Druga zbudowała helikopter ze Starszym. Trzecia czeka aż Mąż wróci z pracy. Czwarta upiekła pyszne ciastka. A piąta (ta o której moje dziecko kochane zapomniało:)) ma teraz czas dla siebie i kawy zbożowej.



Wiem, że już po sezonie dyniowym, ale gdyby ktoś był zainteresowany, to przepis zajdzie na Jadłonomii --> TEN. Polecam całego bloga.  Inspiruje. Teraz przymierzam się do zrobienia domowej nutelli. Mniami.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Kupujemy dom 2.


Antoś: Tato, a może kupimy dom nad morzem i tam w ogrodzie zasadzimy sobie maliny.
Macio: Dobry pomysł, ale nie mamy jeszcze tyle pieniędzy. Musimy więcej odłożyć.
Antoś: Ja już mówiłem mamie, że możemy też moje pieniądze ze skarbonki dołożyć!
Macio: Kochany jesteś, ale to i tak nie wystarczy, bo domy są bardzo drogie.
Antoś: Takie drogie jak ciastko?
Macio: Droższe.
Anoś: Ale jak ciastko jest bardzo duże, to też jest drogie.



Póki co, taki darmowy dom mamy, ale nie wiadomo ile postoi.





Część pierwsza gdyby ktoś nie czytał, to tu --> KLIK




wtorek, 10 lutego 2015

O szpitalu. O chorobach. O strachu i o szczęściu.



Wiecie co, chyba jest coś takiego jak trauma poszpitalna. Ten strach, kiedy nagle dziecko zaczyna oddychać głośniej niż zwykle. Cztery lata temu Antoś miał zapalenie płuc. Pierwszego dnia w szpitalu był wesołym czteromiesięcznym bobasem, jednak z dnia na dzień wyglądał i czuł się coraz gorzej. Paradoks. Ja też na tym fotelu stawałam się wrakiem człowieka. Długo to przeżywałam, ale czas leczy rany :). 

Przestaliśmy się bać chorób Antka, a ostatnio nawet podjęliśmy świadomie decyzję o niepodaniu mu antybiotyku na zapalenie oskrzeli, które przecież w ponad 80% przypadków wywoływane jest przez wirusy... Gryźliśmy się z tym, ale już po trzech dniach wiedzieliśmy, że dobrze zrobiliśmy. Na wizycie kontrolnej usłyszeliśmy "bardzo ładnie, czysto, można odstawić antybiotyk". Wspaniale. Jakaś baba, która nazywa się lekarzem skutecznie osłabiłaby go na cały zimowy sezon.

Nie o tym miało być. Znów mam czteromiesięcznego wesołego bobasa i moja trauma powróciła. Spotęgowana, bo czuję się jakbym ciągle miała deja vu. Helenka w tym samym czasie co Antoś miała swój pierwszy niegroźny katar, identyczną ciemieniuchę, a nawet skazę białkową z takimi samymi objawami. Dlatego kiedy obudziła się trzy dni temu z zatkanym nosem i towarzyszącym temu głośnym oddechem, łzy napłynęły mi do oczu. Już ją widziałam za tymi zimnymi metalowymi kratkami szpitalnego łóżeczka, a siebie na fotelu czuwającą obok. 

Mój mądry, kochany Mąż powiedział mi wtedy: 
- Popatrz na swoje dzieci. Są zdrowe. To nie jest żadna choroba. Antkowy kaszel i Helenki katar, to nie są choroby. Cieszmy się, że mamy zdrowe dzieci. 

Oprzytomniałam.

Dzień później trafiłam na bloga Matki Jedynej.  Wtedy oprzytomniałam zupełnie.

- Nawet jakbyśmy poszły do szpitala z tym zapaleniem płuc... przecież to będzie trwało co najwyżej dwa tygodnie i koniec. Wrócimy i szybko zapomnimy. To nie ma znaczenia. Matka Jedyna jest od pierwszego stycznia w szpitalu ze starszą córką, od tego czasu nie widziała się z tą młodszą. 
-powiedziałam mu, rozryczałam się znowu i po raz kolejny doceniłam nasze szczęście. Mamy zdrowe dzieci, nie boję się zapalenia płuc. 


PS Nie przejmujcie się tym, że tak ryczę :). Kiedyś zdarzyło mi się nawet na reklamie nutelli. Tej, co córka kolesiowi dorosła :).